Bawiłem się jak dziecko – rozmowa z Grzegorzem Federowiczem
Swój pierwszy start swimrunowy zaliczyłeś podczas Garmin Swimrun Series w Stężycy. Był to występ solo. Jesteś zatem idealnym przykładem, że tego typu starty, to dobry krok w kierunku rozwoju tej dyscypliny. O tym jednak za chwilę. Wcześniej powiedz jednak jak to się zaczęło? Skąd dowiedziałeś się o swimrunie?
O swimrunie dowiedziałem się całkiem przypadkiem z internetu, szukając pianki do triathlonu, wpadła mi w oczy dziwna krótka pianka z suwakiem z przodu i kieszenią na plecach. Zacząłem czytać opis ki to diabeł i okazało się, że na pierwszy rzut oka jest to właśnie to, czego szukałem – bieganie przełajowe i pływanie w dzikim terenie, blisko natury. Tak więc szukając pianki do triathlonu, znalazłem dyscyplinę, która zaczęła mnie strasznie intrygować.
Dlaczego padło na Garmin Swimrun Series Stężyca i dlaczego akurat start solo?
Pierwszy start w Stężycy, bo były to wówczas jedyne zawody w kraju, które znalazłem, gdzie dopuszczano start indywidulany. Chciałem sam sprawdzić jak to wygląda w praktyce. Jako, że w tamtym roku budżet na piankę miałem przygotowany na piankę triathlonową, to z wypożyczalni pożyczyłem piankę do swimrunu i pojechałem. W pierwszych lepszych butach. Całkowicie na żywioł zapisałem się na najkrótszy dystans 5 km.
Pierwsza myśl po starcie?
Już po pierwszym wyjściu z wody wiedziałem, że będą kolejne starty, na mecie radość i trochę niedosyt, że wybrałem krótszy dystans. Trzeba przyznać, że podszedłem dość asekurancko, ale nie żałuję. Bawiłem się jak dziecko. Tyle euforii w sobie nie miałem już dawno. Miałem motywację, by zaprzyjaźnić się bliżej ze swimrunem.
Czyli złapałeś się na haczyk?
Oj wciągnęło mnie okrutnie. Do tego stopnia, że na początku listopada zeszłego roku miałem już ułożony kalendarz startów na rok 2019. No i ze wszystkich multisportów zwyciężył swimrun. I co najważniejsze ścigac będę się już nie indywidualnie, a w zespole, czyli tak jak przewiduje to prawdziwa formuła swimrunu.
No właśnie jak znalazłeś partnera?
Jeszcze w Stężycy oddając wypożyczaną piankę zagaiłem ekipę z Goswimrun, czy nie znają kogoś na podobnym do mojego poziomu, kto chciałby się w swimrun pobawić trochę bardziej, ale bez ciśnienia na wynik. Tylko dla frajdy. Frajda jednak w moim wykonaniu to nie znaczy, a jakoś to będzie. Szukałem kogoś, kto potrafiłby poświęcić swój czas na wspólne treningi, wspólną kawę, bo już wtedy mi się wydawało, że swimrun ma nie tylko wymiar czysto sportowy, ale również towarzyski. Szukałem towarzysza do wspólnych startów ale też kogoś, do kogo mógłbym zadzwonić i pogadać również o życiu, a nie tylko czasie, tętnie i zakwaszeniu. Chwilę później poznałem Roberta, który przyszedł do nich z tym samym problemem i co najśmieszniejsze, tak jak jak też był z Wrocławia. To ułatwiło kontakt zdecydowanie. Śmieszne zatem, że musieliśmy przejechać kilkaset km z Wrocławia do Stężycy na Kaszuby, by znaleźć partnera do startów. Z Robertem w tym roku wystartujemy łączenie w 6 zawodach i to nie tylko w Polsce! Każdy start traktujemy rodzinnie. Pakujemy swoje familie i jedziemy na fajny weekend.
Jakie masz plany na nadchodzący sezon?
Tak jak wspominałem w tym roku swimrun wygrał z innymi konkurencjami, w których startuję, czyli OCRami, czy triathlonem. Z Robertem zapisaliśmy się już na 6 startów. Zrobiliśmy to już przed sezonem, by mieć motywację, by były tańsze zapisy dla tzw. wczesnych ptaszków i by móc zaplanować pracę i resztę urlopu tak by wszyscy byli szczęśliwi. Zaczynamy w Chorwacji na Hvarze w serii Swimrun ÖTILLÖ. Z sentymentu 30 czerwca wrócę również na Garmin Swimrun Series Stężyca. Z sentymentu ale i z ciekawości, bo tym razem zapisaliśmy się na dystans długi. Chcemy wydostać się poza Jezioro Raduńskie, które jest śliczne samo w sobie, ale z tego co słyszałem rok temu, prawdziwa przygoda zaczyna się za nim. Gdy zapisywaliśmy się na zawody pod koniec roku, był to w zasadzie cały komplet polskich imprez swimrunowych.
Co jest dla Ciebie najpiękniejsze w tej dyscyplinie?
Na pierwszym miejscu stawiam obcowanie z naturą – las, woda to moje ulubione środowiska, a tu mam je połączone w jednej dyscyplinie i noc stop się ze sobą przeplatają. No a leśne jeziorka to już bajka sama w sobie. Druga rzecz to współpraca dwóch osób, np. lepszy pływak pociągnie drugiego, masz chwilę słabości podczas podbiegu możesz liczyć, że partner pomoże. Ostatni element to czystość, zarówno dla organizatorów jak i uczestników. Pozostawianie po sobie czystej okolicy jest nie tylko obowiązkiem ale po prostu naturalnym odruchem każdego swimrunnera. Korzystamy z natury i dlatego ją tak bardzo szanujemy.
Jak jednym zdaniem zachęciłbyś kogoś do rozpoczęcia tej przygody. Dlaczego warto i oczywiście czy polecasz trasy w Stężycy?
Świetna organizacja samej imprezy, idealnie zróżnicowany teren, piękne lasy i jezioro/a. Nie trzeba od razu inwestować w sprzęt, można wynająć piankę i akcesoria na ten pierwszy raz. Sama impreza odbywa się w czerwcu jest więc już ciepło, a jak wiadomo, by przekonać się do uroków startów w chłodniejsze dni, potrzeba kilku treningów poza sezonem. Startując nic nie ryzykujesz, no może tylko istnieje duże ryzyko zostania swimrun maniakiem.